Urządzanie warsztatu łączy się kupowaniem narzędzi. To jest dla wielu (w tym dla mnie) bardzo fajny moment. Nowe zabawki to nowa adrenalina, chęć do eksperymentowania i nowe pomysły.
Ponieważ jestem amatorem, muszę podchodzić do sprawy ekonomicznie – w większości przypadków projekty które robię nie uzasadniają zakupu drogich narzędzi, nie bilansują się z przychodami. Z drugiej strony fajniejsze narzędzia to większa przyjemność pracy i zabawy.
Jak więc kupić fajne zabawki i zapłacić za nie mniej?
Oczywista odpowiedź to taka, że należy wybrać sprzęt jaki spełnia nasze oczekiwania i na jaki nas stać, przeszukać internet, znaleźć najtańszego dostawcę i kupić. Zwykle to jest najlepszy sposób i daje najlepsze efekty.
Czasem jednak można jeszcze taniej i lepiej. Piszę „czasem” bo nie zawsze się to udaje. Warto jednak spróbować.
Magiczny sposób to wykorzystanie dostępnego w części marketów budowlanych opcji zwrotu podwójnej różnicy ceny, jeśli znajdziemy ten sam produkt taniej. Ma to nasz przekonać, że w tym markecie jest najtaniej. Często jednak wystarczy takie hasło, żeby nikt nie sprawdził jak jest naprawdę. Zagrywka pokerowa ze strony marketów działa i mało klientów mówi „sprawdzam”. A my spróbujmy to jednak powiedzieć.
Po pierwsze wybieramy sprzęt. Zwykle nasze oczekiwania spełnia kilka egzemplarzy, często różnych producentów. Często wybieramy z nich po cenie. Dodajmy do tego wyboru dodatkowy aspekt – potencjalne dodatkowe bonusy. Potem badamy ofertę naszych lokalnych sklepów budowlanych. Znajdujemy te, które są w ofercie więcej niż jednego marketu – tu możemy coś zadziałać. Najbardziej interesujące są największe różnice cen pomiędzy najtańszym a najdroższym.
W drugiej kolejności studiujemy warunki zwrotu. Do haseł zwykle są regulaminy, które dokładają obwarowania dodatkowe. Na przykład konkurencyjny sklep musi się znajdować nie więcej niż 10 km od tego w którym kupiliśmy, lub sprzęt do którego porównujemy nie może być w ofercie promocyjnej. Zaczynamy patrzeć, czy w naszym przypadku możemy to zastosować. Jeśli tak – czas na próbę na sucho.
Zwykle sklep, który obiecuje zwrot, wymaga „oferty” z porównywanego sklepu. Jedziemy więc do sklepu najtańszego i prosimy o ofertę cenową na nasz wybrany produkt. Dostajemy ją wydrukowaną z pieczątką. A takim dokumentem jedziemy do sklepu w którym chcemy kupić towar i bezczelnie pytamy, czy taki dokument jest wystarczający.
Proponuję przygotować się na zdziwienie pracownika: „To pan jeszcze nie kupił i już chce pan zwrotu? Nie rozumiem!”.
Przed zakupem proponuje jeszcze zapytać, czy towar można po prostu zwrócić, jak będzie nierozpakowany – można to zastosować jako dodatkowe zabezpieczenie na wypadek nieoczekiwanej odmowy zwrotu. Jak już wszystko mamy to…
Kupujemy. To każdy ma opanowane, więc nie będę się wymądrzał.
Po odejściu od kasy nie wychodzimy ze sklepu tylko od razu idziemy złożyć wniosek o zwrot. Paragon/fakturę mamy przy sobie, ofertę drugiego sklepu też, więc nasz wniosek zostanie przyjęty. Teraz poddajemy się procedurom sprzedawcy i czekamy na informacje o zwrocie. Przy zwrocie czeka nas jednak jeszcze jeden szkopuł, o którym już wiemy, jeśli czytaliśmy regulamin. Otóż zwrot następuje zwykle w postaci bonu towarowego do danego sklepu. Cóż….
Jeśli nie znajdziemy oferty wymarzonego sklepu w konfiguracji opisanej powyżej, wracamy do starego utartego planu – kupujemy w najtańszym miejscu.
Powodzenia w optymalizacji kosztów zakupu i przyjemności w zabawie nowymi narzędziami.