Najtrudniejsza umiejętność stolarza amatora, czyli rzecz o pozbywaniu się drewna

Dziś chciałem się z wami podzielić przemyśleniami na temat najtrudniejszej umiejętności stolarza amatora.
To jest coś, co naszło mnie nagle a przemyślenia z tym związane przerosły prostotę nazwy tej umiejętności.
Nie będzie to artykuł o tym, jak trudno jest znaleźć czas na majsterkowanie, kiedy na głowie dom, etat i inne rzeczy.
Nie będzie to artykuł o tym, jak trudno uniknąć ran wszelakich w pracy z szybko gryzącymi maszynami.
Nie będzie to artykuł o tym, jak bardzo warto nauczyć się organizacji warsztatu lub swojej pracy.
Będzie to artykuł o tym, jak trudno….

… zdecydować, które kawałki drewna z pudła z napisem „ścinki drewna” mają posłużyć dzisiaj za rozpałkę do kominka.
Niby wszystko jest jasne. Każdy z nas ma pudło, skrzynię, kupkę, półkę, szufladę, kącik, szafkę, wiadro, torbę do której trafiają kawałki drewna, które już z dużym prawdopodobieństwem nie będą się nadawały się do żadnego zastosowania. Ot kawałki drewna o grubości 1 mm, które spadły z piły. Albo końcówki listwy o długości 5 cm. Albo kawałek płyty wiórowej, która została z rozkroju. Albo kawałek napuchniętej sklejki, który już nie trzyma żadnych parametrów wytrzymałościowych. Zdarzy się nawet zapuchnięty kawałek sklejki o grubości 2 mm, długości 5 cm, który spadł z piły. Wszystko to u mnie trafia do skrzyni w której trzymam takie ścinki i czasem je wykorzystuje jako podkładki do ścisków albo pozwalam dzieciakom czerpać z tej skrzyni do swoich projektów.
Ale zdarzają się takie dni, że nadchodzi Wielka Tragedia. Niby zwykły dzień, spokojna i leniwa niedziela, w trakcie której nic nie zwiastuje Wielkiego Dramatu, który za chwilę się wydarzy. Psy nie wyją przez cały dzień, koty spokojnie śpią na kaloryferze zamiast nerwowo  stroszyć sierść w kącie domu. Nawet ptaki spokojnie i beztrosko śpiewają ukryte pośród konarów drzew.
A tu następuje wielka tragedia. Trzeba z Pudła Skarbów wybrać garść drewna, które posłuży jako rozpałka do kominka. Znaczy zostanie bezpowrotnie utracona dla stolarstwa na ołtarzu potwora, który zapewnia ciepło, ale za cenę wielkich wyrzeczeń, cierpienia i trzasków ognia. Tak się zaczynają tragiczne chwile, które będą skutkowały bardzo trudnymi decyzjami, pożegnaniami i strasznym samopoczuciem przez wiele dni.
Stajesz przed wielką skrzynią, z której na wszystkie strony zaczynają się wysypywać kawałki drewna i musisz zdecydować, które z nich mniej kochasz. Które dziecko zrodzone z Twoich rąk, Twojej piły i Twojego struga poświęcisz dziś na ołtarzu strasznego potwora.
Na początku jest łatwo – znajdujesz malutkie kawałki które gdzieś zawieruszyły się na dnie. Jesteś bliski szczęścia, bo tego kawałka o wymiarach 3x3x3 cm nie będzie Ci żal prawie w ogóle, choć to taki śliczny kawałek czarnego dębu czy mahoniu. Już wydaje Ci się, że kres Twoich cierpień jest bliski, ale niestety nie. Okazuje się, że znalazłeś 5 kawałków, którymi nie rozpalisz nawet małej szczapy lekko mokrego od śniegu drewna. Trzeba szukać dalej.
Dramaty decyzyjne zaczynają się nawarstwiać. Bierzesz każdy kawałek drewna w rękę. To budzi wspomnienia, pobudza plany, daje do myślenia o wartości drewna.
Ten kawałek czarnego dębu to już nawet na wykałaczki się nie nadaje. Ale czarny dąb kosztuje takie zawrotne ilości pieniędzy. I taki śliczny. Może z tego centymetra kwadratowego da się zrobić jakąś inkrustację, która uświetni jakiś wielki projekt.
A ta mała listewka mahoniu, może się na  podkładkę pod ścisk nada. Albo jako wstawka do kolejnych rzeczy, w końcu tyle rzeczy z mahoniu planujesz robić a klej takie cuda potrafi zdziałać.
Te dwa kawałki bubingi. Nie są wielkie, ale taką prześliczną ramkę z niej zrobiłeś. Dałeś ją żonie na walentynki i tyle szczęścia i emocji z nią związanych było. Drewno jest takie śliczne. I tyle z nim można zrobić. Nie ważne, że te listewki nie mają nawet 10 cm.
A te skrawki grubości 1 mm z jesionu, buku, mahoniu czy dębu. Tak wspaniale nadadzą się do oklejenia obrzeża sklejki w projekcie szafki, którą planujesz. Będą idealne. To nic, że mają 15 cm, a najkrótsza półka ma 45 cm długości. Na pewno gdzieś się nadadzą i nie pozwolisz sobie na cięcie nowych kawałków, skoro masz to takie skarby.
Takie myśli krążą przy wybieraniu przyjaciół do palenia. W końcu podejmujesz decyzję – w końcu jesteś dorosłym człowiekiem i masz świadomość, że zamknięcie oczu nie uchroni Cię przed podejmowaniem decyzji. Wychodzisz ze stolarni z naręczem drewna i idziesz do kominka. Żegnasz się ze swoimi przyjaciółmi.
Po chwili siedzisz przy kominku, przyjmujesz ciepło oddawane Ci przez Twoich przyjaciół i przy ciepłym blasku ognia zastanawiasz się nad najtrudniejszą umiejętnością stolarza amatora.

Andrzej Boczek

16 thoughts on “Najtrudniejsza umiejętność stolarza amatora, czyli rzecz o pozbywaniu się drewna”

  1. Świetny tekst. Chociaż jestem amatorem do sześcianu, to przedstawiony dylemat staje przede mną bardzo często. Używam wyłącznie drewna sosnowego, branego w najtańszej cenie z tartaku, a więc pełnego sęków. Sęki idą do pieca, ale czasem pozostają różne małe, krótkie deszczółki, z których można by… i tu zaczyna się dramat. konieczność selekcji.

  2. Często następnego dnia – po przespaniu się, albo po kilku dniach przypomni ci się jakiś wyrzucony kawałek z myślą „wiem do czego mogłem go użyć”. Ale poszedł już z dymem

    Jest sposób by to się nie zdarzyło, podobnie jak przy pozbywaniu się niepotrzebnych rzeczy z domu. Po prostu niepotrzebne ścinki wrzuć do pudła „do wyrzucenia”. Opróżnij je po 2 tygodniach. Da ci to bufor czasowy zabezpieczający przed wyrzutami typu „ach czemu to wyrzuciłem, teraz by mi się przydało 🙂

    1. Idzie jesień, czas palenia w kominku, więc dylematy będą się powtarzały.
      Karton na nieprzydatne ścinki już jest i powoli się wypełnia.
      Swoją droga, ciekawy pomysł na ogarnięcie naprawdę przydatnych ścinków pokazał Steve Ramsey. Ścinki które naprawdę da się używać jako podkładki przy klejeniu czy ściskaniu trzyma w płaskiej szufladzie. W ten sposób wszystkie są dostępne i nie zbierze się ich zbyt wiele. Pomysł wart rozważenia przy budowie szafek warsztatowych.

      Pozdrawiam
      — Andrzej

  3. Kellur,
    Może to jest dobry pomysł – pozwolić zdecydować komu innemu. Ja zostawiłem znacznie więcej.
    Natomiast po tych doświadczeniach mam już dwie kupki drewna – do wykorzystania i do pieca. Wrzucam na te kupki od razu z piły, więc decyzja jest na gorąco, kiedy jestem skupiony bardziej na projekcie niż na ścinkach.

    Pozdawiam i zapraszam do czytania i komentowania 🙂
    — Andrzej

  4. Ha ha ale się uśmiałam, świetnie piszesz 🙂
    I świetnie ująłeś „ten ból”. Też zbieram najdrobniejsze „okruszki” drewna, wszystko się nada na wstawkę, wklejkę, czy też pierścionek 🙂
    Niestety „Wielka Tragedia” przychodzi, choć nie ja jestem jej sprawcą, ani mój mąż – mój ojciec, któremu wszystko jedno, nic się przed nim nie uchowa, wszystkie odpadki lądują w piecu. Nadchodzi płacz i zgrzytanie zębami, aż mam ochotę go udusić 😛

    Pozdrawiam,
    Nevrinn.

  5. Jestem tu pierwszy raz, ale ubawiłam się wspaniale. Dzięki za te chwile radości. Ja mam taki kłopot ze szmatami, kartonami, sznurkami itp. itd. A teraz, kiedy zostałam babcią, szukam wskazówki, jakie narzędzia (minimum) i materiały potrzebne są, aby zrobić samodzielnie np. łóżeczko, kołyskę, szafę dla lalek. Zaznaczam, że nie mam pomieszczenia na oddzielny warsztat i mieszkam w bloku. Wspaniale byłoby uzyskać takie porady na Twoim blogu. Serdecznie pozdrawiam. Jola

  6. Ale sklejki to nie dałbym na rozpałkę, bo tam w środku dużo chemii; kleje i inne substancje, które przy spalaniu nie pachną jak surowe drewno i wydzielają przy spalaniu rakotwórczy dym. To tak na marginesie

  7. O, nie, ja przyjaciół na całopalenie nie daję. Siekierka do ręki i jakiś pniaczek idzie na szczapki!

    A Twój wpis przypomniał mi staaary dowcip o dyrektorze przedsiębiorstwa, co to do rodziny na wieś przyjechał odpocząć. I po dwóch dniach leniuchowania poprosił o jakąś pracę fizyczną, żeby umysłowo dalej odpoczywać. Zafrasowali się krewni – trzeba mu co lekkiego dać. Posadzili go więc w szopie i kazali ziemniaki sortować (dla młodych miastowych: duże na jedzenie, małe na sadzenie na następny rok). Po godzinie zajrzeli, a tu gość cały czerwony, spocony, drżący: „Co wyście mi dali! Co ziemniak, to decyzja!”.

    Pozdrowienia,
    m.ki

  8. ……. łza mi się w oku kręci…. a ja myślałam, że to tylko ja mam z tym problemy 🙂 dziękuję, nie jestem sama na tym świecie, wiem kto się może ze mną teraz łączyć w bólu gdy nadejdzie Wielka Tragedia ;)))

    1. Aneta, wydaje mi się, że jak się podchodzi z pasją do tego, co się robi, to z wielkim pietyzmem traktuje się nie tylko produkty, ale i odpady, bo powstają w takim samym trudzie.
      Ogień kominka jakoś mniej cieszy 🙂

      Pozdrawiam
      — Andrzej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.